piątek, 8 sierpnia 2014

Praca w Anglii

Swoją przygodę z pracą w Anglii rozpoczęłam miesiąc przed pierwszymi zajęciami na uniwersytecie. Razem z koleżanką pojechałyśmy do mojej cioci i tam zaczęłyśmy szukać zatrudnienia na miesiąc. Niestety najpierw okazało się, że aby gdziekolwiek znaleźć pracę należy mieć swój własny National Insurance Number, więc udałyśmy się do Job Centre żeby go zdobyć. Po krótkiej rozmowie dowiedziałyśmy się, że wyślą nam numer na adres cioci i musimy uzbroić się w cierpliwość. Przez dwa tygodnie szukałyśmy pracy na internecie, chodziłyśmy po głównych ulicach pobliskich miast rozdając nasze CV, wydzwaniałyśmy pod podane numery. O dziwo, gdy już się poddałyśmy i postanowiłyśmy spróbować pracy jako wolontariuszki żeby coś przynajmniej znalazło się na naszych CV, zadzwonił mój telefon z ofertą pracy...jako pakowaczka owoców (fruit packer). Zgodziłyśmy się, bo i tak nie miałyśmy nic innego do roboty. Na odwożenie nas do pracy umówiłyśmy się z dość pazernym Rosjaninem, który miał straszny gust muzyczny. Nie było stałych godzin pracy, bo wszystko zależało od tego czy przyjedzie transport z owocami i czy będą do tego potrzebowali pomocy. Czasami przychodziło się tam popracować na 2 godziny, czasami na 9, a na dodatek przerwy były z góry narzucone. Po tygodniu tej jakże ekscytującej pracy zdecydowałyśmy się zrezygnować bogatsze o około 200 funtów.

Gdy przyjechałam do Norwich po wakacjach, na początku nie miałam żadnych zajęć i odkryłam stronę uniwersytetu oferującą zatrudnienie. Wysłałam swoje CV do kilku miejsc, ale oczywiście bez doświadczenia trudniej jest cokolwiek znaleźć. Miałam szczęście, bo jedna agencja pracy była na tyle zdesperowana, by poprosić mnie o pomoc. Na jeden wieczór zostałam kelnerką "silver service"-patera z masą kotletów (ok.200) w jednej ręce, a w drugiej widelec i łyżka do nakładania każdemu z gości. Do dzisiaj bawi mnie ta nazwa, ale choć wszyscy byli bardzo mili, raczej nie chciałabym powtórzyć tego doświadczenia.

Po kilku tygodniach od mojej przygody z kelnerowaniem zadzwonił mój telefon. W tamtym momencie, wysłałam już tyle CV do różnych miejsc, że aż nie wiedziałam o jaką pracę chodzi, gdy odbierałam komórkę. Umówiłam się na rozmowę o pracę. Następnego dnia, po 40 min zażartego pedałowania pod górkę, udało mi się zajechać pod Pizzę Hut Delivery. Rozmowę przeprowadził ze mną bardzo sympatyczny Pan o indyjskim pochodzeniu, który był menadżerem w tym pizzowym przybytku. Od razu rozpoczęłam pracę, gdyż byłam dość zdesperowana. W Pizzy Hut zaczynałam jako osoba robiąca pizzę ( nie jest to specjalnie skomplikowane zadanie, bo wszystko jest już przygotowane zawczasu), a zakończyłam ją pakując jedzenie w pudełka ( do dzisiaj nie wiem czy to dlatego, że z moją prędkością światła daleko byśmy nie zaszli, czy też przez zatrudnienie nowej pracowniczki). Praca tam mimo narzucania ekspresowego tempa była dość przyjemna. Mój szef parę razy chciał się ze mną umówić, ale zawsze odmawiałam. Po miesiącu rowerowych przygód na drodze zdecydowałam się zrezygnować, bo i tak znalazłam kolejną pracę. Niestety nie udało mi się otrzymać zapłaty z Pizzy Hut aż do połowy grudnia ( pracowałam tam w październiku),a w czasie dziwnych zawirowań mój poprzedni szef, zamiast być profesjonalnie pomocny, ciągle zapraszał mnie na imprezy.

Stylowy mundurek xD

Gdy jeszcze wesoło pizzowałam dla Pizzy Hut, zostałam zaproszona na rozmowę kwalifikacyjną do pracy w Forum - budynku, w którym często organizują imprezy dla wielu ludzi, wystawy,a także znajdują się restauracja, kawiarnia i biblioteka. Pierwsza rozmowa odbyła się twarzą w twarz z Jamesem i Kim. O dziwo nie zaprezentowałam się zbyt odpychająco, bo zaprosili mnie na drugą, grupową rozmowę, gdyż nie potrafili się zdecydować kogo zatrudnić. Po tygodniu zadzwonili do mnie bym przyszła wypełnić dokumenty, gdyż zostałam u nich zatrudniona. Poczułam się dość dowartościowana, a sama praca przez to, że jest w centrum Norwich i łatwo się tam dostać, jawiła mi się w bardzo jasnych barwach. W Forum co miesiąc dostaje się maila ze spisem godzin i zajęć. Trzeba odpisać kiedy jest się dostępny,a następnie po kilku dniach otrzymuje się maila z planem oraz dopasowanymi godzinami. Nie jest ich tak dużo jak w pizzy hut, ale podoba mi się, że nie trzeba pracować co tydzień w określonych godzinach. Są dwa rodzaje zmian - gdy trzeba zajmować się wydarzeniem (sprzątać przed i po nim, opiekować się ludźmi, którzy je organizują) i takie, na których rozkłada się stoły, krzesła, tablice ( niektórych do dziś nie potrafię sama podnieść) zgodnie z otrzymanym planem. W Forum pracuję do dziś i nadal nie narzekam.
 Forum wieczorem

CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz