czwartek, 28 sierpnia 2014

Rekrutacjia w Anglii ( raczej dla osób spoza IB)

Postanowiłam napisać post o procesie rekrutacji na studia do Wielkiej Brytanii, który różni się trochę od polskiego. Zanim zajęłam się właściwą aplikacją musiałam się dowiedzieć, które uniwersytety oferują japoński i w jakich konfiguracjach. W Anglii większość kierunków jest mieszanych ( nie studiuje się tylko biznesu/japońskiego/medycyny, a kombinacje typu biznes i chiński). Ja na przykład, aktualnie studiuję Tłumaczenie, Media i Japoński. Wyliczę w punktach wszystko to, co zrobiłam związanego ze studiami od września do września.
 1.IELTS
W drugiej klasie liceum postanowiłam studiować w Anglii. Respektowane są tam trzy egzaminy jako świadectwo znajomości angielskiego na wymaganym poziomie: Advanced ( na stronach uniwersytetów jest napisane jaki wynik ich interesuje, bo znacząco się to różni od C do A), Toefel (dla mnie ten egzamin jest wielką tajemnicą) oraz IELTS Academic (większość uniwersytetów zadowala wynik 6,5 wzwyż). Zdecydowałam się na ten trzeci, gdyż wydawał mi się łatwiejszy z powodu braku części gramatycznej.  Koszt tego egzaminu to ok. 650 zł. Zarejestrowałam się na stronie British Council i zapisałam na egzamin we wrześniu w Krakowie, bo w Katowicach nie był on dostępny. IELTS składa się z czterech części : słuchania, pisania, czytania i mówienia. Kupiłam sobie kilka książek żeby przygotować się do egzaminu : książkę do części pisemnej, książkę ze starymi testami oraz książkę z przykładowymi testami i podpowiedziami jak podejść do zadań. Po przerobieniu wszystkiego czułam się przygotowana. Nie potrafię pisać w żadnym języku, więc część pisemna wzbudzała we mnie przerażenie. Należy na niej najpierw przeanalizować jakiś wykres / tabelkę używając odpowiedniego słownictwa, a następnie napisać esej na podany temat. Udało mi się dostać z tej części 6,5 co uważam za swój życiowy sukces. Jeśli chodzi o mówienie to nigdy nie miałam z tym problemów, ale na IELTS-ie jest zadanie, w którym należy przez minutę mówić na dany temat. Zawsze miałam problemy ze zmyślaniem, co niestety nie pomogło mi zbytnio tym razem, ale było to dobre ćwiczenie przed polską maturą. Niestety zaowocowało to oceną 6,5 ze speakingu. Jeśli chodzi o listening i reading to nigdy nie miałam z nimi problemów, więc z obu dostałam 9. Z całego IELTS-a otrzymałam wynik 8, czyli mogłam wziąć udział w rekrutacji. 


2. Poszukiwanie uniwersytetu oferującego interesujące kierunki (i nie będącego na kompletnej wsi)
Weszłam na stronę UCAS i w ich wyszukiwarkę wpisałam "Japanese" BA(Bachelor-licencjat) /UG (Undergraduate). W wynikach wyszło mi dużo różnych uniwersytetów, więc wybrałam te najciekawsze. Następnie weszłam na strony: The Guardian , The Times i The World University Rankings żeby zobaczyć jak oceniane są moje wybory. Z tej wstępnej selekcji zostało mi około 10 uniwersytetów. Wtedy wysłałam do nich emaile z zapytaniem jakich wyników wymagają z polskiej matury. Mniej więcej wiedziałam, które uniwersytety będą wmagały więcej po punktach z IB na ich stronach ( te życzące sobie 34+ na pewno będą chciały więcej procent z matury). Odrzuciłam te, z których przyszły mi tylko automatyczne odpowiedzi i wysłałam prośby o otrzymanie prospektów każdego z nich ( duża ulotka z opisem kursów, uniwersytetów i miast,w których się znajdują). 
Dodatkowa informacja: Studia w Szkocji są za darmo dla Szkotów i osób,ze wszystkich krajów UE oprócz Anglii (!) dlatego cieszą się dużą popularnością.

3.Rekrutacja wstępna
W Anglii aplikuje się przez stronę UCAS, co znacznie ułatwia proces. Należy się tam zalogować, wybrać uniwersytety, na których chce się studiować(maksymalnie cztery) razem z kierunkami, wpisać swoje dane oraz wynik z IELTS-a. Następnie w swojej szkole trzeba znaleźć nauczyciela, który napisze dla nas list polecający i zgodzi się użyczyć swoich danych. UCAS wymaga też od nas przewidywanych ocen z matury od nauczycieli - nie można sobie ich zmyślić samemu, bo nauczyciel polecający ręczy za ich prawdziwość. Przedostatnim krokiem jest napisane personal statement- opisu siebie, swoich zainteresowań, powodów, dla których chcielibyśmy studiować w Anglii i właśnie te kierunki. Na stronie UCAS są materiały pomocnicze, ale warto też poszukać w sieci przykładów personal statement innych ludzi żeby się zorientować w temacie. Nie można przekroczyć liczby słów określonej na stronie. Moje było idealne, ale i tak musiałam usunąć przerwy pomiędzy akapitami, bo strona liczyła je jako słowa.
Ostatnim krokiem jest zapłacenie za cały proces. Tu w zależności od ilości uniwersytetów cena się waha. Ja aplikowałam na cztery i musiałam zapłacić 26 funtów (ok. 140 zł). Było to dwa lata temu, więc mogło się to zmienić. 
Terminy: Dla zwykłych kierunków trzeba się zalogować we wrześniu,a wysłać wszystko do stycznia, ale różni się to dla min. medycyny, więc lepiej sobie wszystkie daty gdzieś zapisać.

  
3. Kolejne kroki
Po miesiącu od wysłania aplikacji otrzymałam list na adres domowy, że trzy z czterech moich uniwersytetów mnie przyjęło. Następnie dostaje się dwa miesiące na podjęcie wyboru. Należy wybrać jeden uniwersytet jako swój główny, a następnie drugi, na wypadek gdyby nie udało się nam dostać  Każdy z nich w szczegółach napisał mi jakie wyniki z matury ich interesują. Większość nie wyszczególniła żadnych przedmiotów, ale tam gdzie aplikowałam na japoński z międzynarodowym biznesem miały różne wymagania co do matury z matematyki (podstawy), które wahały się pomiędzy 65% ,a 90%. Interesowała je głównie średnia z całej matury (od 70% do 86%). Po miesiącu wybrałam swój kurs, bo stwierdziłam, że biznes to nie jest coś o czym chciałabym słuchać na wykładach. Wybrałam UEA- uniwersytet, który wymagał ode mnie 86% i gdzie wybrałam się też na dzień otwarty z październiku, więc wiedziałam czego się spodziewać. Zawsze odpisywano na moje emaile i pracownicy byli bardzo pomocni. Wymagali ode mnie 86%, ale gdy wysłałam maila z zapytaniem czy mogą mi to trochę obniżyć, bo nie jestem pewna swojej matury z matematyki, obniżyli mi próg do 82%. Nie pozostało mi nic innego do zrobienia oprócz zdania matury.
Uwaga: Niektóre uniwersytety życzą sobie rozmowy z kandydatem ( głównie Oxford i Cambridge), która może zostać przeprowadzona bezpośrednio lub telefonicznie. Moje uniwersytety mnie o to nie prosiły, więc nie wiem na czym to dokładniej polega.


4.Po wynikach z matury
Gdy otrzymałam wyniki z matury musiałam je zanieść razem ze świadectwem licealnym do tłumacza przysięgłego, a następnie skany oryginałów i tłumaczeń wysłać do uniwersytetu. Udało mi się uzyskać średnią z matury 87%, więc nie miałam większych problemów w tej fazie rekrutacji. Wtedy dostałam list informujący o dostaniu się na uniwersytet i możliwości zamieszkania w akademiku. Musiałam wybrać swoją listę preferencji,bo ceny wahały się od 40 do 150 funtów za tydzień. Akademiki są przeznaczone dla ludzi na pierwszym roku oraz studentów z zagranicy przez cały czas trwania studiów, ale na drugim roku zdecydowałam się zamieszkać ze znajomymi z roku w domu, gdyż mimo tego, że mam dalej na wydział, to wychodzi mi to taniej.
Na początku sierpnia wysłałam formularz z prośbą o "kredyt studencki" do Student Finance England. Po jakimś czasie otrzymałam od nich list z informacją, że po potwierdzeniu przez uniwersytet faktu, że będę na nim studiować, będą opłacać za mnie studia. Spłacanie takiego kredytu polega na tym, że po studiach, jeśli zarabia się więcej niż 20 tysięcy funtów na rok, to od nadwyżki pobierają pewien procent,a po 30 latach anuluje się ten kredyt.
Pod koniec sierpnia dostałam też list z formularzem do wypełnienia. Okazało się, że uniwersytet daje stypendium na mieszkanie studentom, których rodzice zarabiają poniżej wyznaczonego progu ( w zależności od przychodów należą się różne kwoty). Musiałam im wysłać PITy sprzed dwóch lat ze wszystkimi danymi.
Dla dobrych uczniów: Uniwersytet przyznaje jednorazowe stypendia osobom, które miały bardzo dobre średnie na koniec liceum, więc jeśli ktoś się bardziej przykłada, to może otrzymać dodatkowy zastrzyk gotówki. Ja się niespecjalnie przykładałam, więc nie wiem ile takie stypendium wynosi. Wiem tylko, że wysokość takiego stypendium jest zależna od uczelni.


5. Na miejscu
Myślałam, że z papierkowej roboty już nic mi nie zostało do zrobienia, ale gdy dotarłam na miejsce dowiedziałam się, że muszę przynieść oryginały swoich świadectw żeby potwierdzić fakt studiowania na uczelni. Na szczęście, przypadkiem zabrałam je ze sobą. To jedyna rzecz, o której mnie nie poinformowano przez przyjazdem, ale poza tym, to wszystko było zrozumiałe. Międzynarodowi studenci mieli swój dzień przyjazdu kilka dni przed tymi z Wielkiej Brytanii żeby się zaaklimatyzować. W czasie tych dwóch dni uniwersytet zorganizował spotkania żeby poinformować studentów o opiece medycznej etc oraz spotkania-imprezy żeby się można było zapoznać.


6.Clearing
Jeśli ktoś nie dostał się ani na uniwersytet swojego pierwszego wyboru, ani na drugiego, to może wziąć udział w "clearing". W sierpniu, gdy wszyscy już wiedzą, gdzie się dostało, należy dzwonić do uniwersytetów i pytać się czy zostały im jeszcze miejsca na kierunkach, które nas interesują. Nie wiem jak to wygląda ze strony papierkowej, bo sama przez to nie przechodziłam, ale wiem, że jest taka opcja.


7. Dodatkowe informacje
Jako że wyniki z matur były po zamknięciu rekrutacji na polskie uczelnie, zaaplikowałam na japonistykę na UJ-cie. Nie byłam pewna czy dostanę się do Anglii na sto procent, a zawsze lepiej mieć wyjście awaryjne, więc doradzam zrobienie czegoś podobnego. Dzięki temu cały czas byłam spokojna, że będę miała gdzie studiować.

To chyba na tyle jeśli chodzi o cały proces. Jeśli ktoś ma jakieś dodatkowe pytania, to proszę pisać w komentarzach. Wszystkie hiperlinki prowadzą do stron powiązanych z tematem :)

czwartek, 14 sierpnia 2014

Praca w Anglii (II)

Ciąg dalszy moich ekscytujących zajęć~
W lutym zadzwonili do mnie z agencji pracy, dla której pracowałam wcześniej jako kelnerka, z zapytaniem czy nie chciałabym pracować wieczorem na stadionie w Norwich, gdyż brakuje im osób do obsługi kas w kioskach. Praca była płatna 6,30 £/ h, więc tego samego dnia przebrałam się w czarne spodnie, koszulę, buty i ubrałam na górę mój czarny polar ( czarny od stóp do głów był obowiązkowy). Na miejscu wpisałam się na listę pracujących, a następnie zaprowadzono mnie do kiosku, w którym miałam obsługiwać kasę fiskalną tamtego dnia. Współpracownicy pokazali mi jak ją obsługiwać i mimo problemów ze zrozumieniem co zamawiają niektóre osoby, bo było strasznie głośno, a oni mówili dość niewyraźnie, całkiem dobrze sobie radziłam. Miałam też problem ze słodyczami, które były trochę inne od tych z Polski co oznaczało, że musiałam się chwilę namyślać przed podaniem, oraz z plackami nadziewanymi, gdyż nigdy wcześniej ich nie jadłam, więc oznaczał potrafiłam ich rozróżniać. Po zamknięciu kiosku dla klientów pomogłam przy sprzątaniu,a następnie wróciłam do akademika. Pracowałam tam kilka razy, ale potem zostałam zmuszona do zrezygnowania z pracy dla tej agencji, ponieważ przez to, że figurowałam na liście pracowników, brytyjskie biuro podatków (Tax Office) zaczęło pobierać 40% z moich zarobków.

W maju po egzaminach nie miałam co robić, więc znów z nudów aplikowałam na różne prace. Jedną z nich była praca promocyjna dla Domino's Pizza. Okazało się, że"praca promocyjna" to stanie przebrana za pizze, w wyznaczonym miejscu, w centrum miasta przez 4 godziny. Zgodziłam się, bo byłam ciekawa jak to wygląda i chciałam trochę zarobić( 6,30£/h). Na miejscu spotkałam znajomego Japończyka i od razu poczułam się lepiej w towarzystwie. Od 6:00 do 10:00 stałam na rogu jednej z odnóg ronda w centrum miasta mając na sobie pudełko reklamujące Domino's. Było dość zimno i nudno, ale akcja promocyjna trwała przez tydzień,a ja pracowałam tylko w dwóch ostatnich dniach.
 Pizzowe wdzianko

W tym samym miesiącu wysłałam też swoją aplikację na płatny staż na uniwersytecie oraz do pracy na kampusie. Dostałam emaila z zaproszeniem na rozmowę w sprawie stażu i pracy przy imprezach na uniwersytecie. Obie rozmowy były tego samego dnia. Pierwsza - w sprawie stażu, była całkiem przyjemna, gdyż okazało się, że znam obie osoby ją przeprowadzające, ale następnego dnia dostałam maila z wiadomością o zatrudnieniu kogoś innego i informacją, że za mało rozwijałam swoje odpowiedzi.
Drugą rozmowę kwalifikacyjną przeprowadziła ze mną niejaka Zoey. Byłam strasznie głodna, a sama Zoey swoim wyglądem trochę przerażała, więc nic z niej nie pamiętam oprócz jej wąsika. Tej pracy oczywiście też nie dostałam, ale nie specjalnie mi na niej zależało, więc nic mnie nie ominęło.

Mój chłopak dostał pracę w sklepie należącym do Unii Studentów i gdy dowiedział się, że szukają ludzi, którzy będą obsługiwali nocną zmianę, powiedział mi o tym,a ja wysłałam maila z aplikacją do odpowiednich osób. Byli tak zdesperowani, że przyjęli mnie bez rozmowy kwalifikacyjnej, ale osoba odpowiedzialna za kierowanie sklepem zgubiła moje dokumenty i musiałam znów wszystko wypełniać, co przedłużyło proces przyjęcia mnie do pracy. W sklepie trzeba nosić koszulkę polo z logiem,ale poza tym, nie ma żadnych wymagań co do ubioru. Praca jako szeregowa kasjerka nie jest specjalnie wymagająca, gdyż należy stać przy kasie i obsługiwać klientów albo rozkładać towar na półkach. Jedynym nieudogodnieniem jest to, że trzeba cały czas stać co jest fizycznym wyzwaniem. Płaca też jest całkiem niezła, bo jest to 6,50 £/h, czyli nie ma na co narzekać. Udało mi się przeżyć pierwszy dzień pracy, ale już na początku jakiś Pan poprosił o dodatkowe wypłacenie mu 10£ z konta, a następnie wybiegł bez nich co wszystkich nas skonfundowało, a mnie najbardziej, bo nie wiedziałam jak zareagować. Następnie jakaś kobieta zrobiła zakupy za 20£, dokupiła reklamówkę i poprosiła mnie o wydrukowanie rachunku. Ja jako sprytny element wydrukowałam jej rachunek za siatkę kosztującą 10p, ale zorientowałam się dopiero po jej wyjściu.
Obecne logo

 Wzięłam także udział w badaniu psychologicznym, za udział w którym dostałam 7£. Trwało godzinę i polegało na wypełnieniu kwestionariusza na komputerze. Miał dużo interesujących pytań takich jak : Czy czujesz się niespokojnie? Bardzo-trochę-raczej nie-nie.

Na początku roku akademickiego miałam moduł, który był swoistym wstępem do studiowania języków na uniwersytecie, ale jakoś sobie z nim poradziłam. Powiedziano nam, że jeśli będziemy mieć z nim jakieś problemy to możemy zgłosić się po pomoc do grupy PAL-i spotykającej się dwa razy w tygodniu. W czasie drugiego semestru znalazłam ogłoszenie,w którym poszukiwano osoby do zostania PAL-em na drugim roku właśnie z tego przedmiotu. Wysłałam swoją aplikację razem z oceną z przedmiotu i po miesiącu otrzymałam odpowiedź twierdzącą oraz zaproszenie na trening. Do tej pory byłam tylko na jednym, więc nadal jest to zajęcie objęte tajemnicą, ale wkrótce się dowiem na czym to właściwie polega i jakie są moje obowiązki. Zapłacono mi za udział w treningu (co bardzo mnie ucieszyło). Jest to najlepiej płatna praca z moich dotychczasowych, gdyż dostaje się 8,50£/h, ale godzin nie jest zbyt wiele.

Przygoda z Biurem podatkowym (Tax Office): Gdy zauważyłam na mojej kartce z wypłatą, że pobrano z niej 40% podatku, zadzwoniłam do Tax Office. Po 10 minutach rozmowy z automatyczną sekretarką, która ciągle miała do mnie nowe pytania, skierowała mnie do rozmowy  z człowiekiem. Nie była to najprzyjemniejsza konwersacja w moim życiu, bo mój rozmówca ciągle oskarżał mnie o kłamstwo ( nie wiedziałam kiedy kończy się rok podatkowy ani nie znałam tajemniczych numerów moich pracodawców). Okazało się, że z nie otrzymali specjalnych formularzy z kilku miejsc,w których pracowałam ( forma o zakończeniu pracy). Żeby to rozwiązać musiałam zrezygnować z pracy dla agencji, zadzwonić do agencji od pakowania owoców i poprosić o ten dokument oraz pojechać na rowerze do Pizzy Hut w tej sprawie. Chyba mi się udało, bo od tej pory podatek do zapłacenia nie był aż tak wysoki.

piątek, 8 sierpnia 2014

Praca w Anglii

Swoją przygodę z pracą w Anglii rozpoczęłam miesiąc przed pierwszymi zajęciami na uniwersytecie. Razem z koleżanką pojechałyśmy do mojej cioci i tam zaczęłyśmy szukać zatrudnienia na miesiąc. Niestety najpierw okazało się, że aby gdziekolwiek znaleźć pracę należy mieć swój własny National Insurance Number, więc udałyśmy się do Job Centre żeby go zdobyć. Po krótkiej rozmowie dowiedziałyśmy się, że wyślą nam numer na adres cioci i musimy uzbroić się w cierpliwość. Przez dwa tygodnie szukałyśmy pracy na internecie, chodziłyśmy po głównych ulicach pobliskich miast rozdając nasze CV, wydzwaniałyśmy pod podane numery. O dziwo, gdy już się poddałyśmy i postanowiłyśmy spróbować pracy jako wolontariuszki żeby coś przynajmniej znalazło się na naszych CV, zadzwonił mój telefon z ofertą pracy...jako pakowaczka owoców (fruit packer). Zgodziłyśmy się, bo i tak nie miałyśmy nic innego do roboty. Na odwożenie nas do pracy umówiłyśmy się z dość pazernym Rosjaninem, który miał straszny gust muzyczny. Nie było stałych godzin pracy, bo wszystko zależało od tego czy przyjedzie transport z owocami i czy będą do tego potrzebowali pomocy. Czasami przychodziło się tam popracować na 2 godziny, czasami na 9, a na dodatek przerwy były z góry narzucone. Po tygodniu tej jakże ekscytującej pracy zdecydowałyśmy się zrezygnować bogatsze o około 200 funtów.

Gdy przyjechałam do Norwich po wakacjach, na początku nie miałam żadnych zajęć i odkryłam stronę uniwersytetu oferującą zatrudnienie. Wysłałam swoje CV do kilku miejsc, ale oczywiście bez doświadczenia trudniej jest cokolwiek znaleźć. Miałam szczęście, bo jedna agencja pracy była na tyle zdesperowana, by poprosić mnie o pomoc. Na jeden wieczór zostałam kelnerką "silver service"-patera z masą kotletów (ok.200) w jednej ręce, a w drugiej widelec i łyżka do nakładania każdemu z gości. Do dzisiaj bawi mnie ta nazwa, ale choć wszyscy byli bardzo mili, raczej nie chciałabym powtórzyć tego doświadczenia.

Po kilku tygodniach od mojej przygody z kelnerowaniem zadzwonił mój telefon. W tamtym momencie, wysłałam już tyle CV do różnych miejsc, że aż nie wiedziałam o jaką pracę chodzi, gdy odbierałam komórkę. Umówiłam się na rozmowę o pracę. Następnego dnia, po 40 min zażartego pedałowania pod górkę, udało mi się zajechać pod Pizzę Hut Delivery. Rozmowę przeprowadził ze mną bardzo sympatyczny Pan o indyjskim pochodzeniu, który był menadżerem w tym pizzowym przybytku. Od razu rozpoczęłam pracę, gdyż byłam dość zdesperowana. W Pizzy Hut zaczynałam jako osoba robiąca pizzę ( nie jest to specjalnie skomplikowane zadanie, bo wszystko jest już przygotowane zawczasu), a zakończyłam ją pakując jedzenie w pudełka ( do dzisiaj nie wiem czy to dlatego, że z moją prędkością światła daleko byśmy nie zaszli, czy też przez zatrudnienie nowej pracowniczki). Praca tam mimo narzucania ekspresowego tempa była dość przyjemna. Mój szef parę razy chciał się ze mną umówić, ale zawsze odmawiałam. Po miesiącu rowerowych przygód na drodze zdecydowałam się zrezygnować, bo i tak znalazłam kolejną pracę. Niestety nie udało mi się otrzymać zapłaty z Pizzy Hut aż do połowy grudnia ( pracowałam tam w październiku),a w czasie dziwnych zawirowań mój poprzedni szef, zamiast być profesjonalnie pomocny, ciągle zapraszał mnie na imprezy.

Stylowy mundurek xD

Gdy jeszcze wesoło pizzowałam dla Pizzy Hut, zostałam zaproszona na rozmowę kwalifikacyjną do pracy w Forum - budynku, w którym często organizują imprezy dla wielu ludzi, wystawy,a także znajdują się restauracja, kawiarnia i biblioteka. Pierwsza rozmowa odbyła się twarzą w twarz z Jamesem i Kim. O dziwo nie zaprezentowałam się zbyt odpychająco, bo zaprosili mnie na drugą, grupową rozmowę, gdyż nie potrafili się zdecydować kogo zatrudnić. Po tygodniu zadzwonili do mnie bym przyszła wypełnić dokumenty, gdyż zostałam u nich zatrudniona. Poczułam się dość dowartościowana, a sama praca przez to, że jest w centrum Norwich i łatwo się tam dostać, jawiła mi się w bardzo jasnych barwach. W Forum co miesiąc dostaje się maila ze spisem godzin i zajęć. Trzeba odpisać kiedy jest się dostępny,a następnie po kilku dniach otrzymuje się maila z planem oraz dopasowanymi godzinami. Nie jest ich tak dużo jak w pizzy hut, ale podoba mi się, że nie trzeba pracować co tydzień w określonych godzinach. Są dwa rodzaje zmian - gdy trzeba zajmować się wydarzeniem (sprzątać przed i po nim, opiekować się ludźmi, którzy je organizują) i takie, na których rozkłada się stoły, krzesła, tablice ( niektórych do dziś nie potrafię sama podnieść) zgodnie z otrzymanym planem. W Forum pracuję do dziś i nadal nie narzekam.
 Forum wieczorem

CDN